Rozdział VI
Następnego dnia rano:
Oczami Lucy:
Nie mogłam spać, przez całą noc
przewalałam się z boku na bok, koło 6.00 Zwlekłam się z łóżka, bo wiedziałam,
że i tak nie zasnę. Eh to pewnie za dużo wrażeń jak na jeden dzień, nowe
miejsce, nowi ludzie może to śmieszne, ale ja już zaczynałam tęsknić za domem a
to będzie dopiero pierwszy dzień spędzony tutaj. Dla odreagowania nadmiaru
emocji postanowiłam iść pobiegać. Z resztą to nawet było by wskazane po
wczorajszej kolacji. Założyłam dres, wzięłam ze sobą słuchawki i ruszyłam z
domu. Biegłam chodnikiem w stronę parku, co chwilę musiałam omijać kałuże, bo w
nocy padała deszcz, Alle to dla mnie nie przeszkoda biegłam dalej, aż w pewnym
momencie zostałam ochlapana przez nadjeżdżający samochód, który wjechała w
jakąś cholerną kałuże. Wkurzyłam się na idiotę prowadzącego ten samochód.
Usłyszałam jak ktoś się ze mnie nabija, co jeszcze bardziej mnie rozłościło.
Odwróciłam się w jego stronę, to był jakiś blondyn o cholernie niebieskich
oczach. Ale to teraz jest nie ważne, spojrzałam się na niego wzrokiem, który
mógłby zabijać.
- A ty, z czego tak się
cieszysz?! Śmieszy cię to, że ja jestem mokra i brudna?!- Wrzasnęłam na niego.
-Rany, czemu tak się złościsz,
przecież to nic złego.- Odparł ze śmiechem i w tym momencie jakiś ptak narobił
mu na włosy. Tym razem to ja zaczęłam się śmiać z niego za to jemu nie było do
śmiechu.
-To wcale nie jest śmieszne! Co
za wredny gołąb. Powinni wyłapać wszystkie te ptaki! Kurde to już trzeci raz w
tym tygodniu!- Warknął blondyn.
-Doprawdy? A ty, czemu się tak
złościsz, przecież to nic złego.- Powtórzyłam jego słowa. Poczym oboje
zaczęliśmy się śmiać z całego zdarzenia.
-Nadal masz zamiar biegać?- Spytał
się mnie, gdy trochę się uspokoił.
-Tak, bo musze spalić wczorajszą
kolację żeby mieć miejsce na dzisiejsze jedzenie.- Zaśmiałam się.
-A mogę pobiegać z tobą? Wiesz
też codziennie biegam żeby mieć miejsce na papu.- Odpowiedział a ja znowu
wybuchałam śmiechem.
-A chcesz biegać z tym czymś na
włosach?- Wskazałam ręka na jego głowę.
- No fakt zapomniałem o
niespodziance od gołębia. Masz może jakieś chusteczki?- Zapytał uśmiechając się
szeroko.
- Powinnam mieć.- Powiedziałam i
zaczęłam szukać po kieszeniach.- Mam!- Krzyknęłam zadowolona ze znalezionej
paczki i podałam mu.
- Emm wiesz, że to nie
chusteczki?- Odparł trochę zdziwiony.
- No, co ty gadasz?- Spytałam
zdziwiona a on mi pokazał opakowanie. Była to paczka prezerwatyw, którą miała
Izka w bagażu podręcznym od mamy. – Yyyy sorry pomyliłam się jak zgarniałam je
z biurka. To mojej przyjaciółki.- Zaczęłam się tłumaczyć.
-Spoko. Nic się nie stało.
Poczekasz tu ja skoczę do tego kiosku po chusteczki.- Wskazał ręką i pobiegł w
tamtą stronę. A ja stałam jak głupia z tą paczką prezerwatyw. – Matko, jaki
kwas przez mamę Izki narobiłam sobie wstydu.-Gadałam sama ze sobą. Nagle zobaczyłam,
że blondyn wraca z paczką chusteczek.
-Gotowe. To, co biegniemy?- Spytał
wesoło. A ja puściłam w niepamięć sytuacje z przed chwili.
-No pewnie. Biegniemy do tej
fontanny w parku, ok.?
- Jasne!- Odrzekł i zaczęliśmy
biec.
Dobiegliśmy do ustalonego
miejsca, zmęczeni usiedliśmy na fontannie i zaczęliśmy się chlapać woda jak
małe dzieci. W pewnym momencie zachwiałam się i wpadłam do wody, złapałam
blondyna za rękę ciągnąc go za sobą on nie utrzymał równowago i w ten oto
sposób oboje leżeliśmy w wodzie i śmialiśmy się jak wariaci.
- Ej przecież ja nawet nie znam
twojego imienia.- Stwierdził z powaga.
-Racja ja twojego też nie. Jestem
Lucy.- Podałam mu rękę.
- Ja Niall. Masz piękne imię.- Złapał
moja rękę i spojrzał prosto w oczy. Zarumieniałam się, ale nie mogłam się
powstrzymać żeby nie spojrzeć w te jego piękne oczyska.
-Może wracajmy już do domu. Oboje
jesteśmy przemoczeni i zmarznięci, jeszcze się rozchorujesz.- Podał mi rękę i
pomógł wstać, bo nadal siedzieliśmy w wodzie.
-Masz rację. Mi już się robi
trochę zimno.- Odpowiedziałam
-Wiesz dałbym ci moją ci moją bluzę,
ale to nie wiele zmieni, bo ona jest cała mokra.- Odparł śmiejąc się. Doszliśmy
do mojego domu.
-To do zobaczenia mam nadzieję,
że już w innych okolicznościach.- Odparłam uśmiechając się nieśmiało.
-Ej zaraz! Ty mieszkasz w domu
Maxa?- Spytał zdziwiony.
-Tak. Jestem tu na wakacjach Max
to mój wujek.- Odpowiedziałam.
-Naprawdę? Ja mieszkam tam.- Wskazał
na dom, który wczoraj pokazywał nam Louis.
-No, co ty? Ty jesteś jednym z
kolegów Louisa?
-Tak, a skąd ty znasz Louisa?- Zapytał.
-A długa historia.- Odpowiedziałam
i pokrótce mu ją opowiedziałam. Zaczęliśmy się śmiać z tej historii.
-Uff, ale się uśmiałem. Masz może
ochotę pójść pobiegać jutro?- Zapytał z nadzieją w głosie.
-No pewnie, w twoim towarzystwie
bieganie to przyjemność.- Rany nie wierzę, że to powiedziałam, ale to pewnie,
dlatego że on tak jakoś dziwnie na mnie działa.
-Miło mi, że tak mówisz. A podasz
mi swój numer?
-Jasne- odpowiedziałam i podałam
mu swój numer.
-To do jutra. Pa.- Pożegnał się i
pomachał cudownie się uśmiechając.
-Pa.- Stałam na schodach i
patrzyłam jak wchodzi do domu. Po chwili zrobiłam to samo, udałam się do
swojego pokoju i zdjęłam przemoczone ubrania. Cały czas myśląc o Niallu zrobił
na mnie ogromnie wrażenie. Przebrana zeszłam do kuchni gdzie siedziały
dziewczyny i zajadały się kanapkami.
*************************
Tak jak mówiłam dodałam dzisiaj 6 rozdział;) Proszę was komentujcie,chce wiedzieć co jest źle a co wam się podoba;))) I z góry przepraszam za wszystkie błedy pisałam to na szybko;D A i dzięki Karo za szczerą opinię twoje komentarze mi bardzo pomogły. <333
Fajnyyy. Dobrze się czyta :) Chcieć więcej :*
OdpowiedzUsuń