Powered By Blogger

piątek, 4 maja 2012

Rozdział VIII


Rozdział VIII





Z perspektywy Emili





Kiedy wtoczyliśmy się do domu, stanęliśmy jak wryci. Na kanapie Harry i Bell siedzieli i prawie się całowali. Przeszkodził im Lou, który rozdarł się na cały regulator. Ich miny były bezcenne i to zmieszanie na ich twarzach. Usłyszałam rozmowę Nialla i Lucy.

-Uu między nimi coś się zaczyna dziać.-zaśmiał się i puścił oczko do Lus.

-Zgadzam się w zupełności.-odpowiedziała mu śmiejąc się. A wracając do naszych zakochańców.

-Harry możesz mi powiedzieć czemu byłeś tak blisko Bell?? -dociekał Louis. Wiedziałam że nie odpuści.

-Yyy no ten… ja właśnie opowiadałem Belli o takiej jednej historii z wakacji- odpowiedział  zmieszany.

-Emm i dlatego siedzieliście tak blisko siebie-Zapytała Lucy.

-Siedzieliśmy tak blisko bo Bell bała się filmu-Znowu się bronił.

-Tak tak powiedzmy że wam wierzymy, ale wiecie jak chcecie zostać sam na sam to my wam nie będziemy przeszkadzać- Odparł rozbawiony Niall.

-Ty to lepiej się nie odzywaj- Powiedziała ze śmiechem Bell i wstała z kanapy-Chcecie coś do picia??

-Oj tak bardzo chętnie.- Powiedziałam.

-No to idźcie sobie zrobić bo ja muszę się przeprać- Zaśmiała się i ruszyła w stronę schodów kulejąc.

-Dasz radę wejść po schodach?- Zapytał Harry, Bell która męczyła się z wejściem na schody.

-To się okaże, przynajmniej spróbuje- Odpowiedziała Bell.

Widać że chłopak się o nią martwił.

-Ej czy mi się wydaje czy Harremu podoba się nasza Bell?- Szepnęłam do chłopaków i Łucy.

-Oj będę musiał porozmawiać z Harrym. No jak on tak może mnie zdradzać.- Zaczął szeptem użalać się Louis. Myślałam że zaraz parsknę śmiechem, ale powstrzymałam się gdy usłyszałam krzyk Bell i chwilę później huk. Spojrzeliśmy w miejsce gdzie stali i wszyscy zaczęliśmy się śmiać, Bell leżała na Harrym, nieudolnie próbując się podnieść. Chyba musiała się na tych schodach zachwiać i wpadała prosto na chłopaka, który zapewne chciał jej pomóc.

-Harry!! Jak możesz mnie zdradzać ! I to w dodatku na moich oczach! Wybrał byś inne miejsce na takie rzeczy a nie przed naszymi oczyma!- Krzyknął Louis

-Oj Lou dobrze wiesz że ja Ciebie nigdy bym nie zdradził- Powiedział Harry.

-No a teraz to co robisz!! Harry szykuj się! Bierzemy rozwód!!- znowu krzyknął.

-A był ślub ??- Wtrąciłam się a wszyscy wybuchli śmiechem.

-Ale to wcale nie jest śmieszne. A i tak był, ale już bardzo dawno temu- powiedział a my jeszcze głośniej parsknęliśmy śmiechem.

-Oj tak Louis w ogóle nie jest śmieszne.- odpowiedziałam przez śmiech.

-Ej ej czy ty się ze mnie śmiejesz?!

-Ja? Nie, skądże. Ja nigdy.- Trochę się uspokoiłam.

-Dobra dobra możemy już skończyć! Głodna jestem?- zaczęła marudzić nam Lucy

-Ja też!!- krzyknął Niall

-No ok. To co robimy coś sami czy zamawiamy pizze i hamburgery ?- Zapytałam.

-Zdecydowanie to drugie. Ja zadzwonię po Liama, Danielle i Zayna.- Powiedział Niall.

-Ok. to ja idę się w końcu przebrać- powiedziała Bell.

-Pomogę Ci.- Powiedział Harry.

-W przebieraniu?- Spytał zdziwiony Loui.

-Oj Louis, pomogę jej wejść do pokoju głupku-odparł ze śmiechem Harry.

-Dobra, dobra udajmy że wam wierzymy- powiedziała Lucy.- To wy już idźcie a my zamawiamy żarełko. Jak powiedziała Luc tak zrobiliśmy. My poszliśmy w stronę kuchni, aby zamówić pizze i hamburgery, a Bell z Harrym na górę do pokoju.


środa, 18 kwietnia 2012

Rozdział VII cz.2

Rozdział VII cz.2



                                  Z perspektywy Bell:

 -Rany, ale on jest śliczny. Normalnie cud, miód i orzeszki.- Pomyślałam o Harrym. Nie mogłam nacieszyć oczu tym jakże pięknym okazem.

-Hej ludzie! Chodźmy już, bo do wieczora tych zakupów nie zrobimy.- Wyrwała mnie z rozmyślań Łucja. Właśnie w tym momencie miałam ochotę wydrapać jej oczy.

-Dobra, dobra już idziemy. Ty to serio bez tego żarcia żyć byś nie mogła-rzuciłam w jej stronę.

-Oj odczep się!- Oburzyła się. Zaczęłam się śmiać, bo ona zawsze tak słodko wygląda, kiedy się denerwuje. Zauważyłam jak Niall jest w nią wpatrzony.-Byli by ładną parą-stwierdziłam w myślach.

-Co wy chcecie od jedzenia- Wtrącił się Niall.

-No i co zrobiłaś. Teraz mi się Niall zdenerwował.-Odparł ze śmiechem Lou.- Już dobrze Niallku jedzenie jest najważniejsze- podszedł do niego i zaczął głaskać go po głowie jak małego chłopczyka.

-Wal się-warknął Niall i odepchnął od siebie Lou poczym pobiegł w stronę Lus.

- Lucy zaczekaj!- krzyknął w jej stronę. A ja znów zaczęłam podziwiać urodę Harrego . Kiedy padały na niego promienie słońca wyglądał jak anioł.

-Ekhem, czemu mi się tak przyglądasz? – Spytał z zadziornym uśmieszkiem.

-Yyy tak tylko. A po za tym nie patrzę tylko na Ciebie. Ja również podziwiam okolice- odpowiedziałam byle, co bo nie byłam w stanie skleić porządnego zdania.

-Dobra, dobra i tak wiem, że mi się cały czas przyglądasz-odpowiedział i poszedł do Lou.

Wbiło mnie w ziemie jego spojrzenie, kiedy to mówił. Szłam przed siebie nie patrząc gdzie idę i nagle wpadłam na ławkę. Przeleciałam przez nią i wylądowałam jak placek na ziemi. Usłyszałam tylko głupkowate śmiechy. Po chwili poczułam okropny ból w kolanie, spojrzałam na nie i zobaczyłam krew. Chciałam się podnieść, ale nie mogłam ból był zbyt silny. Spojrzałam się na nich i ich głupie miny jedynie Harry szybko podbiegł do mnie by mi pomóc.

-Boże! Nic Ci nie jest?! Przecież Ty krwawisz!- Mówił zatroskanym głosem.

-Pewnie sobie zdarłam i nic więcej.-Powiedziałam krzywiąc się z bólu.

-Mogę zobaczyć? - Spytał i nie czekając na moją odpowiedź podwinął mi nogawkę spodni. Miałam nie tylko zdarte, ale i rozcięte.

-No nie za ciekawie to wygląda- odrzekł po chwili.

-Dobra. Wy idźcie na te zakupy a ja ją zaniosę do domu i opatrzę jej tą nogę.- Powiedział do reszty, która przestała się śmiać zobaczyli, co sobie zrobiłam.

-Ok. Będziemy za godzinę. Jakby, co to dzwoń- odpowiedziała Emi. Zostawiła nas i pobiegła do reszty, która zmierzała w kierunku sklepu.

-No dobra. Dasz radę sama iść?- Spytał patrząc mi w oczy.- Oh jak te jego oczy na mnie działają. Pomyślałam w duchu.

-Nie wiem. Strasznie boli, ale spróbować mogę.-Odpowiedziałam i spróbowałam się podnieść, ale nie byłam w stanie za bardzo bolało i do tego nie mogłam zgiąć ani wyprostować nogi, bo ból się nasilał.

-Wiesz chyba jednak nie dam rady.- Odpowiedziałam bezradnie.

-Dobra to cię zaniosę, bo jakoś musisz się dostać do domu.- Odpowiedziała i już chciał mnie wziąć na ręce.

-Nie! Zwariowałeś! Jestem za ciężka.- Prawie, że krzyknęłam na niego.

-No teraz to pojechałaś! Czy ty się przy okazji w głowę nie uderzyłaś?- Spytał pukając się w czoło.

-Nie! Nie uderzyłam się.- Odpowiedziałam wkurzona i już chciałam za wszelką cenę udowodnić mu, że sama dam sobie radę, ale on mnie uprzedził. Złapał mnie i podniósł. Zaskoczona jego reakcją nie wiedziałam, co zrobić.

-Pff. Wcale, że nie jesteś ciężka. I nie kłoć się ze mną o to!- Odpowiedział. Po tym już się do niego nie odzywałam. Szliśmy a raczej Harry szedł ja wtulona w niego oparłam głowę na jego ramieniu czekałam aż dojdziemy na miejsce. Po 15 min byliśmy przed moim domem, Harry posadził mnie na ławce, podałam mu klucze od domu. Szybko się z nimi uporał, podszedł do mnie, nie chciałam żeby znowu brał mnie na ręce, widziałam, że jest zmęczony, ale on się uparł.

-Eh nie chce mi się z tobą kłócić.- Odparłam zrezygnowana.

-No i masz rację. Ze mną i tak byś nie wygrała.- Uśmiechnął się do mnie uroczo. Wszedł ze mną do domu, zaniósł do kuchni i posadził na stole.

-Gdzie macie apteczkę?- Spytał odwracając się w stronę szafek.

-W górnej szafce po lewej.- Wskazałam na szafkę. Podszedł do niej i wyjął białe pudełko, zaczął coś w niej szukać. Poczym wyjął z niej plastry, bandaże i wodę utlenioną. Zbliżył się do mnie i zaczął przemywać ranę.

-Ssss. Ała.- Skrzywiłam się z bólu. On zbliżył swoje usta do mojego kolana i zaczął na nie dmuchać.

- Lepiej?- Spytał patrząc mi w oczy. Byłam pod ich urokiem, dosłownie w nich tonęłam.

-Yhm.- Przytaknęłam nieśmiało cały czas patrząc na niego. Był taki delikatny, robił to tak jakby się bał, że moje kolano rozpadnie się na małe kawałeczki. Skończył je przemywać, sięgnął po gazik przyłożył delikatnie do rany i zaczął owijać kolano bandażem.

-No! Gotowe!- Odparł po chwili podnosząc się i odkładając wszystko do apteczki a następnie schował ją do szafki.

-Wiesz wydaje mi się, że wygodniej będzie ci na kanapie.- Podszedł do mnie tak, blisko, że czułam jego oddech na twarzy.

-Yyy no fakt ten stół jest trochę za twardy.- Zaśmiałam się odwracając głowę w drugą stronę. Powoli zeszłam ze stołu i kuśtykając kierowałam się w stronę salonu.

-No ty chyba oszalałaś. Nie będziesz nadwyrężać nogi.- Podszedł do mnie i znowu znalazłam się na jego rękach. Było mi tak przyjemnie, w jego ramionach mogłabym spędzić całe moje życie. Zaniósł mnie do salonu, położył na kanapie a sam usiadł na fotelu, włączyłam telewizor, żeby zagłuszyć tą okropnie niezręczną ciszę.

-Harry mam do Ciebie małą prośbę. Zrobisz mi herbaty?- Spytałam uśmiechając się najładniej jak potrafię.

-No oczywiście dla Ciebie wszystko.-Odparł i zniknął w kuchni. Po chwili pojawił się z dwoma kubkami herbaty. Usiadłam i wzięłam od niego jeden z nich, a Harry usiadł koło mnie. Przez chwile oglądaliśmy serial w TV, ale stwierdziliśmy, że jest nudny postanowiliśmy włączyć film na DVD. Upierałam się, abyśmy obejrzeli komedię, ale Harry wolał horror. Z wielkim „ALE” zgodziłam się na jego „propozycję”, lecz już na samym początku zastrzegłam, że boje się takich filmów. On stwierdził, że w razie, co w każdej chwili mogę się do niego przytulić. Propozycja była bardzo kusząca i po upływie 15 minut filmu siedziałam mocno w niego wtulona. Filmu prawie nie oglądałam tylko cały czas przyglądałam się mojemu towarzyszowi. Chyba to zauważył, bo odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się. Patrzeliśmy sobie w oczy, w końcu on zaczął przybliżać się do mnie ( o ile jest to możliwe, bo byliśmy bardzo blisko siebie). – Nie no ja chyba śnię. Czy Harry Styles naprawdę chce mnie pocałować?! Ja po prosty w to nie wierzę.- Milion myśli przelatywało w mojej głowie. Spojrzałam w te jego piękne ślepka, które bardzo mi się podobały i także zbliżyłam się w jego stronę. Nasze usta prawie się ze sobą zetknęły, nagle usłyszeliśmy głos Louisa.

-A, co tutaj się dzieje?!!!- Gwałtownie się od siebie odsunęliśmy. 


                                                 *****************************

Stwierdzam, iż nie ma sensu prowadzić tego bloga i pisać dalej tego opowiadania.   
Jest bardzo mało osób które go odwiedzają i jeszcze mniej które czytają. Chyba to jest ostatni rozdział i więcej nie będzie. Przykro mi ale jak dla mnie nie ma to sensu. Dziękuję dziewczyną, które go czytały i komentowały <333 xxx

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział VII cz.1


Rozdział VII cz.1



           Siedziałyśmy w kuchni jedząc śniadanie przygotowane przez Maxa. Dziewczyny cały czas dziwnie na mnie patrzyły, ale starałam się nie zwracać na to uwagi.

-Dziewczyny a gdzie jest Max?- Spytałam, bo dopiero teraz zauważyłam jego nieobecność.

-Pojechał do biura. Mówił, że ma jakąś ważną sprawę do załatwienia.- Odpowiedziała Bell biorąc łyk kawy.

-A mówił może, kiedy wróci?

-Nie, ale zostawił kartkę, że mamy iść zrobić zakupy, bo w lodówce już nic nie ma a on już dzisiaj nie zdąży tego zrobić.- Wtrąciła się Emi.

-Aha. Ej, ale my przecież nie wiemy gdzie jest sklep!- Odpowiedziałam patrząc na dziewczyny wielkimi oczami.

-Ni właśnie, dlatego poprosiłam Lou, żeby z nami poszedł.- Mówiła Em z szerokim uśmiechem.

-Uuuu ktoś tu się nam zakochał.- Walnęła Bell dziwnie poruszając brwiami.

-Oh od wal się! Lou jest miły i koleżeński. Polubiłam go i nic więcej.- Emi zaczęła się tłumaczyć.

-No dobra, Bell już nic nie mów. Nie będziemy wnikać w to czy Em się zakochała czy nie.-Musiałam się wtrącić, bo doszłoby jeszcze do rękoczynów między moimi wariatkami.

-No to, co sprzątamy i idziemy po papu!- Odpowiedziałam po chwili z takim zacieszem, że dziewczyny leżały ze śmiechu- Ja nie wiem, z czego wy się tak śmiejecie.

-Eh ty nasz głodomorze.- Odpowiedziała Bell jak się trochę uspokoiła.

-Wcale, że nie jestem głodomorem!- Powiedziałam z udawanym oburzeniem.

-No już dobrze, dobrze mała.- Emi poklepała mnie po plecach odstawiając talerz do zlewu. Posprzątałyśmy po śniadaniu i poszłyśmy się szykować. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Oho pewnie Louis już przyszedł.-Powiedziałam sama do siebie. Poczym usłyszałam jak Emi zbiega ze schodów, prawie by się na nich zabiła. Zaśmiałam się i wyszłam z pokoju. Na korytarzu zobaczyłam Bell męczącą się z zapięciem bransoletki. Podeszłam do niej by jej pomóc.

-Daj to, bo zaraz z tej złości zepsujesz sobie śliczną bransoletkę.- Odparłam ze śmiechem.

-Wrr głupie zapięcie.- Warknęła Bell. Czym mnie jeszcze bardziej rozbawiła.

-Gotowe!- Odpowiedziałam radośnie.

-Dzięki.-Podziękowała cmokając mnie policzek.

-Idziesz już na dół?- Spytałam się kierując w stronę schodów.

-Idź ja zaraz dojdę zapomniałam wziąć telefonu z pokoju.- Odpowiedziała i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Uśmiechnęłam się tylko i zaczęłam schodzić ze schodów. Zauważyłam na holu Louisa i jeszcze jakieś dwie osoby. Zobaczyłam Niall i od razu się uśmiechnęłam a serce zaczęło mi dziwnie szybko bić. Zastanawiałam się tylko, kim jest trzeci chłopak. Ruszyłam szybko, bo moja ciekawość sięgnęła zenitu.

-Cześć wam!- Przywitałam się z chłopakami.

-Ooo cześć.- Odpowiedzieli jednocześnie.

-Lucy poznaj Harrego- Niall przedstawił mi chłopaka w kręconych włosach, który wyciągnął rękę na przywitanie.

-Hej.- Przywitałam się z nim, łapiąc go za rękę.

-Miło mi cię poznać.- Odpowiedziała ze szczerym uśmiechem.- Niall opowiadała nam wczoraj jak się poznaliście. Ehh szkoda, że tego nie widziałem miałbym, z czego się pośmiać.- Odpowiedziałam szczerząc się tak, że można było zobaczyć całe jego uzębienie.

-Wiesz jak dla mnie na początku nie było tak zabawnie, ale kiedy jakiś gołąb zostawił niespodziankę na głowie Nialla to nie byłam w stanie powstrzymać śmiechu.-Odpowiedziałam, po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać jak opętani. Uspokoiliśmy się z trudem, dopiero teraz zorientowałam się, że Bell jeszcze nie zeszła. – No to trzeba ją zawołać.- Pomyślałam.

-Bell złaś już!!! Co ty tam tak długo robisz?!!- Wrzasnęłam.

-Matko dziewczyno ile ty masz pary w płucach.- Powiedział Lou ze śmiechem.

-Wiesz Lus zjadła dzisiaj porządne śniadanie, więc ma w sobie dużo energii.- Emi jak zwykle musiała się czepić tego ile jem.

-Wiesz, czym by było życie bez jedzenia?! Niczym!- Odpowiedziałam je zadziornie wytykając język.

-Popieram!- Wtrącił się Niall.

-O masz! Czyli nie tylko Niall kocha jedzenie ponad wszystko.-Odpowiedział Harry śmiejąc się.

-Już jest….em.- usłyszeliśmy zaskoczony głos Bell.

-Bell poznaj Nialla I Harrego.- Wskazałam na chłopaków.

-Cześć.- Podała rękę Niallowi.

-Cześć- odpowiedział posyłając jej uroczy uśmiech.

-Witaj.- Zreflektował się Harry, podchodząc do Bell.

-Hej.- Odpowiedziała Bell rumieniąc się.- Zaraz chwila Bell się zarumieniła, przecież to niemożliwe.-Pomyślałam i spojrzałam się na Emi, która najwyraźniej myślała o tym samym.

                                            ***********************************
Niedługo postaram się dodać 2 cz. rozdziału. Przepraszam, że ten jest taki krótki, ale nie miałam czasu na napisanie czegoś dłuższego.

piątek, 13 kwietnia 2012

Rozdział VI


Rozdział VI



 Następnego dnia rano:

                                                        Oczami Lucy:


                Nie mogłam spać, przez całą noc przewalałam się z boku na bok, koło 6.00 Zwlekłam się z łóżka, bo wiedziałam, że i tak nie zasnę. Eh to pewnie za dużo wrażeń jak na jeden dzień, nowe miejsce, nowi ludzie może to śmieszne, ale ja już zaczynałam tęsknić za domem a to będzie dopiero pierwszy dzień spędzony tutaj. Dla odreagowania nadmiaru emocji postanowiłam iść pobiegać. Z resztą to nawet było by wskazane po wczorajszej kolacji. Założyłam dres, wzięłam ze sobą słuchawki i ruszyłam z domu. Biegłam chodnikiem w stronę parku, co chwilę musiałam omijać kałuże, bo w nocy padała deszcz, Alle to dla mnie nie przeszkoda biegłam dalej, aż w pewnym momencie zostałam ochlapana przez nadjeżdżający samochód, który wjechała w jakąś cholerną kałuże. Wkurzyłam się na idiotę prowadzącego ten samochód. Usłyszałam jak ktoś się ze mnie nabija, co jeszcze bardziej mnie rozłościło. Odwróciłam się w jego stronę, to był jakiś blondyn o cholernie niebieskich oczach. Ale to teraz jest nie ważne, spojrzałam się na niego wzrokiem, który mógłby zabijać.

- A ty, z czego tak się cieszysz?! Śmieszy cię to, że ja jestem mokra i brudna?!- Wrzasnęłam na niego.

-Rany, czemu tak się złościsz, przecież to nic złego.- Odparł ze śmiechem i w tym momencie jakiś ptak narobił mu na włosy. Tym razem to ja zaczęłam się śmiać z niego za to jemu nie było do śmiechu.

-To wcale nie jest śmieszne! Co za wredny gołąb. Powinni wyłapać wszystkie te ptaki! Kurde to już trzeci raz w tym tygodniu!- Warknął blondyn.

-Doprawdy? A ty, czemu się tak złościsz, przecież to nic złego.- Powtórzyłam jego słowa. Poczym oboje zaczęliśmy się śmiać z całego zdarzenia.

-Nadal masz zamiar biegać?- Spytał się mnie, gdy trochę się uspokoił.

-Tak, bo musze spalić wczorajszą kolację żeby mieć miejsce na dzisiejsze jedzenie.- Zaśmiałam się.

-A mogę pobiegać z tobą? Wiesz też codziennie biegam żeby mieć miejsce na papu.- Odpowiedział a ja znowu wybuchałam śmiechem.

-A chcesz biegać z tym czymś na włosach?- Wskazałam ręka na jego głowę.

- No fakt zapomniałem o niespodziance od gołębia. Masz może jakieś chusteczki?- Zapytał uśmiechając się szeroko.

- Powinnam mieć.- Powiedziałam i zaczęłam szukać po kieszeniach.- Mam!- Krzyknęłam zadowolona ze znalezionej paczki i podałam mu.

- Emm wiesz, że to nie chusteczki?- Odparł trochę zdziwiony.

- No, co ty gadasz?- Spytałam zdziwiona a on mi pokazał opakowanie. Była to paczka prezerwatyw, którą miała Izka w bagażu podręcznym od mamy. – Yyyy sorry pomyliłam się jak zgarniałam je z biurka. To mojej przyjaciółki.- Zaczęłam się tłumaczyć.

-Spoko. Nic się nie stało. Poczekasz tu ja skoczę do tego kiosku po chusteczki.- Wskazał ręką i pobiegł w tamtą stronę. A ja stałam jak głupia z tą paczką prezerwatyw. – Matko, jaki kwas przez mamę Izki narobiłam sobie wstydu.-Gadałam sama ze sobą. Nagle zobaczyłam, że blondyn wraca z paczką chusteczek.

-Gotowe. To, co biegniemy?- Spytał wesoło. A ja puściłam w niepamięć sytuacje z przed chwili.

-No pewnie. Biegniemy do tej fontanny w parku, ok.?

- Jasne!- Odrzekł i zaczęliśmy biec.

Dobiegliśmy do ustalonego miejsca, zmęczeni usiedliśmy na fontannie i zaczęliśmy się chlapać woda jak małe dzieci. W pewnym momencie zachwiałam się i wpadłam do wody, złapałam blondyna za rękę ciągnąc go za sobą on nie utrzymał równowago i w ten oto sposób oboje leżeliśmy w wodzie i śmialiśmy się jak wariaci.

- Ej przecież ja nawet nie znam twojego imienia.- Stwierdził z powaga.

-Racja ja twojego też nie. Jestem Lucy.- Podałam mu rękę.

- Ja Niall. Masz piękne imię.- Złapał moja rękę i spojrzał prosto w oczy. Zarumieniałam się, ale nie mogłam się powstrzymać żeby nie spojrzeć w te jego piękne oczyska.

-Może wracajmy już do domu. Oboje jesteśmy przemoczeni i zmarznięci, jeszcze się rozchorujesz.- Podał mi rękę i pomógł wstać, bo nadal siedzieliśmy w wodzie.

-Masz rację. Mi już się robi trochę zimno.- Odpowiedziałam

-Wiesz dałbym ci moją ci moją bluzę, ale to nie wiele zmieni, bo ona jest cała mokra.- Odparł śmiejąc się. Doszliśmy do mojego domu.

-To do zobaczenia mam nadzieję, że już w innych okolicznościach.- Odparłam uśmiechając się nieśmiało.

-Ej zaraz! Ty mieszkasz w domu Maxa?- Spytał zdziwiony.

-Tak. Jestem tu na wakacjach Max to mój wujek.- Odpowiedziałam.

-Naprawdę? Ja mieszkam tam.- Wskazał na dom, który wczoraj pokazywał nam Louis.

-No, co ty? Ty jesteś jednym z kolegów Louisa?

-Tak, a skąd ty znasz Louisa?- Zapytał.

-A długa historia.- Odpowiedziałam i pokrótce mu ją opowiedziałam. Zaczęliśmy się śmiać z tej historii.

-Uff, ale się uśmiałem. Masz może ochotę pójść pobiegać jutro?- Zapytał z nadzieją w głosie.

-No pewnie, w twoim towarzystwie bieganie to przyjemność.- Rany nie wierzę, że to powiedziałam, ale to pewnie, dlatego że on tak jakoś dziwnie na mnie działa.

-Miło mi, że tak mówisz. A podasz mi swój numer?

-Jasne- odpowiedziałam i podałam mu swój numer.

-To do jutra. Pa.- Pożegnał się i pomachał cudownie się uśmiechając.

-Pa.- Stałam na schodach i patrzyłam jak wchodzi do domu. Po chwili zrobiłam to samo, udałam się do swojego pokoju i zdjęłam przemoczone ubrania. Cały czas myśląc o Niallu zrobił na mnie ogromnie wrażenie. Przebrana zeszłam do kuchni gdzie siedziały dziewczyny i zajadały się kanapkami.


                                                       *************************

Tak jak mówiłam dodałam dzisiaj 6 rozdział;) Proszę was komentujcie,chce wiedzieć co jest źle a co wam się podoba;))) I z góry przepraszam za wszystkie błedy pisałam to na szybko;D A i dzięki Karo za szczerą opinię twoje komentarze mi bardzo pomogły.  <333

środa, 11 kwietnia 2012


Rozdział V



                                        Oczami Bell:



            Kiedy Emi zniknęła nam z oczu zaczęłyśmy rozmyślać o nowo poznanym chłopaku.

-Ej ciekawią mnie lokatorzy Lou. Mam nadzieję, że zapozna nas z nimi.- Stwierdziła Luc.

-No wiesz pewnie jak Emi zacznie kręcić z naszym sąsiadem, co zresztą już robi, to pewnie będziemy do nich często

wpadać i poznamy tych czterech przystojniaków.- Odpowiedziałam.

- Też tak myślę. A teraz może zrobimy cos do jedzenia, bo mój brzuch się upomina.- Zaśmiała się Lus.

-Hahaha ty to zawsze jesteś głodna. To, co zamawiamy pizze czy zrobimy coś same???- Zapytałam.

- Zdecydowanie pizza. Emi będziesz jeść z nami??!!!!- Lus wydarła się na cały głos jakby nie mogła wdrapać się tych parę schodów na górę i zapytać kulturalnie. Zaśmiałam się tylko i pokręciłam głową.

- Nieee!!! Ja przecież niedługo wychodzę!!!- Następna, która nie szczędzi strun głosowych.

- No jak chcesz!!!!- Lus ma dzisiaj zdecydowanie za dużo energii.

W tym samym czasie ja zdążyłam zamówić pizze. Po 15 min usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Lus z prędkością światła pobiegła otworzyć drzwi. Kiedy już przy nich była otworzyła je krzycząc głośno:

- Pizzaaaa!!!!!- Ale cały entuzjazm znikł, kiedy zamiast dostawcy pizzy zobaczyła Lou. Rozbawiła mnie jej reakcja.

- Ja do Emily.- Odparł ze śmiechem Lou.

-Umm no tak, poczekaj chwilę zaraz ja zawołam- powiedziałam i pobiegłam do pokoju Emi, zostawiając Lucy na dole. Otworzyłam drzwi do pokoju Em i powiedziałam, że na dole czeka na nią jej Książe.

-Oj nie przesadzaj to nie jest mój, Książe, a i powiedz, że zaraz zejdę.- Odparła Emi. Zaśmiałam się, ale dopiero teraz zobaczyłam jej strój . Wyglądała szałowo. A szpilki podkreślały jej zgrabne nogi, pomyślałam, że Lou padnie na jej widok.

- Wiesz, co zejdę z tobą i zrobisz takie wielkie wejście żeby nie widział jak wyglądasz, będziesz szła za mną i na ostatnim schodku ja cię odsłonie a ty zrobisz „Ta dam!!!”. Co ty na to?- Spytałam z przejęciem w głosie.

-No pewnie. To nawet dobry pomysł. Rany już bym chciała zobaczyć jego minę.- Rozmarzyła się Emi. Uśmiechnęłam się do niej.

- Podoba ci się, co nie?- Spytałam ruszając śmiesznie brwiami. Zarumieniła się, co dodało jej jeszcze więcej uroku.

-Bardzo, on jest taki słodki i wiesz, co ten jego uśmiech on powoduje u mnie takie motyle w brzuchu. Jeszcze nigdy tak nie miałam.- Opowiadała z przejęciem.

-To, co idziemy robić SHOW?!!- Spytałam ze śmiechem.

-Oczywiście!- Powiedziała ze śmiechem i wyszłyśmy z jej pokoju. Emi szła powoli za mną ze wzglądu na wysokie turkusowe szpilki, które rzadko, kiedy zakłada, bo nie przepada za tego typu butami. No, ale co się nie robi dla miłości. Ehh śmiałam się w duchu z moich myśli. No doszłyśmy do schodów.

- Uwaga idziemy!!!- Krzyknęłam i nagle przed schodami zobaczyłam dwójkę, która przed chwilą siedziała w salonie.

-Szybcy są.- Powiedziałam to tak żeby tylko Em mogła to usłyszeć. Ta zaśmiała się i mi przytaknęła. Ostatni schodek ja zgrabnie się odsunęłam odsłaniając Em tak by Lou mógł ją zobaczyć w całej okazałości. Jego oczy mówiły wszystko, było w szoku. A w jego oczach można było dostrzec iskierki.

- Wow pięknie wyglądasz.- Odparł po chwili, najwyraźniej odebrało mu mowę. Nie dziwie się mu.

- Dziękuję.- Emi znowu się zarumieniła i lekko uśmiechnęła.

-To, co możemy już iść?- Spytał, Lou.

-Jasne, tylko wezmę jeszcze torebkę.- I zgarnęła ją z komody.- My już wychodzimy!!!- Wrzasnęła Em.

-Spoko bawcie się dobrze!!! Zakochańce.- To ostatnie powiedziałyśmy do siebie i parsknęłyśmy śmiechem.

-Cholera, kiedy będzie ta pizza. Jeść mi się chce.-Marudziła Lus.

-Nie jęcz tak dziewczyno zaraz pewnie będzie.- Zaśmiałam się uspokajając ją. No i miałam rację, zadzwonił dzwonek do drzwi odwróciłam się, ale Lus już nie było, usłyszałam tylko jak otwiera drzwi.

-No nareszcie. Już myślałam, że się nie doczekam.- Gadała jak najęta. Zapłaciła dostawcy i przyniosła dwa pudełka z pizzą. Aż sama stwierdziłam, że jestem strasznie głodna. Zaczęłam się śmiać jak zobaczyłam Lus pochłaniającą łapczywie kawałki pizzy.

-Powoli przecież nikt cię nie goni.- Powiedziałam ze śmiechem.

-Dobra, dobra. Ja ci nie ufam, jeszcze mi zjesz wszystko.- Odparła z pełną buzią.

-Matko ty tak dużo jesz a nic po tobie nie widać. Jak ty to robisz?!- Spytałam z ciekawością.

-Nie wiem od zawsze tam mam jem dużo, ale uwielbiam sport, więc pewnie, dlatego wyglądam jak wyglądam.

Skończyłyśmy jeść pizze i włączyłyśmy sobie jakąś komedię na DVD. Musiała być dość nudna i mało śmieszna, bo zasnęłam na kanapie. Słyszałam jeszcze jak Lus mnie budzi i każe iść do siebie spać, ale jakoś nie byłam w stanie podnieść się i zawlec na górę.   

                                                                     



                                                                       **************************

                                                                              Oczami Emily:

-Louis gdzie idziemy?- Spytałam, bo nie miałam zamiaru łazić bez sensu po okolicy.

- Niespodzianka.- Odpowiedział z nutka tajemniczości w głosie.

-Cholera, co on kombinuje?- Pomyślałam, ale już więcej nie pytałam się gdzie zamierza mnie zabrać.

Szliśmy uroczymi alejkami, które były tak cudownie oświetlone, miałam wrażenie, że jestem w bajce. To było niesamowite miejsce, miało w sobie jakiś urok coś magicznego i niestworzonego. Nagle Lou zatrzymał się złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.

-Teraz wybacz, ale musze zakryć ci oczy, bo jak już wcześniej wspomniałem jest to niespodzianka.

-Ale Louis…-nie zdążyłam dokończyć, bo Louis zakrył mi oczy rękoma.

- Ciii…a teraz idziemy, powoli, uważaj wchodzimy na krawężnik.- Prowadził mnie powoli, jego ręce były takie ciepłe, poczułam przyjemny dreszczyk przechodzący przez moje ciało.-Jeszcze nigdy nie czułam, czego podobnego.- Pomyślałam.

-Jesteśmy na miejscu.- Szepnął. Poczułam jego oddech na szyi, co wywołało kolejny dreszcz. Odsłonił mi oczy a ja ujrzałam piękną fontannę a przy niej stoli nakryty śnieżnobiałym obrusem, na którym stał szampan i truskawki.

-Louis…- chciała coś powiedzieć, ale on znowu mi przerwał.

-Ciii. Nic nie mów. Pomyślałem, że dla takiej dziewczyny jak ty należy się coś wyjątkowego. –Odparł patrząc mi głęboko w oczy. Jego wzrok był hipnotyzujący nie mogłam oderwać od niego oczu, byłam jak w transie.-Proszę, siadaj.- Powiedział po chwili odsuwając mi krzesło bym mogła usiąść, zaraz potem sam usiadł naprzeciwko mnie. Otworzył szampana i rozlał do kieliszków, podał mi mój uśmiechając się delikatnie.

-Proszę. To, za co wzniesiemy pierwszy toast?- Spytał, cały czas patrząc mi w oczy.

-Hmmm to może za nasze pierwsze spotkanie?- Odparłam nieśmiało.

-Dobrze w taki razie za nasze pierwsze spotkanie.- Stuknęliśmy się kieliszkami. Przez cały czas patrzyłam mu w oczy, były tak cudownie niebieskie. Czułam się tak jak bym patrzyła w piękne czyste niebo. Zaczęliśmy opowiadać o sobie o naszych zainteresowaniach, o tym skąd dokładnie pochodzimy.

-Naprawdę jesteś z Polski. Wiesz zawsze byłem ciekaw jak brzmi wasz język. Możesz coś powiedzieć w swoim ojczystym języku?  

-Ale, co na przykład?- Spytałam uśmiechając się.

-No nie wiem. Może jak jest Kocham Cię?- Odparł unosząc jedną brew.

-Dobrze. Gotowy?- Przytaknął mi.- KOCHAM CIĘ.- Powiedziałam powili i wyraźnie. Lou starał się powtórzyć, ale nie wychodziło mu to. Zaśmiałam się, bo miał przy tym taką słodką minkę i jeszcze to jego skupienie.

-Dobra wiesz polski to jednak nie język dla mnie.- Odpowiedział po chwili a ja uśmiechnęłam się lekko.

-Rozumiem cię czasami sama miałam z nim problemy wiesz nasze łamańce językowe powaliłyby cię na kolana.- Odpowiedziałam ze śmiechem.

-Nie wątpię. Ale kocham cię w waszym języku i do tego z twoich ust brzmi tak pięknie.- Odpowiedział z rozmarzeniem w głosie.

-Dziękuję to bardzo miłe.- OOO Boże, jaki on jest słodki.- Dosłownie tonęłam w jego oczach. One działały jak magnes. Zaczęliśmy jeść truskawki, karmiliśmy się nawzajem, śmiejąc się przy tym jak małe dzieci. Siedzieliśmy w parku jeszcze z godzinę i postanowiliśmy się zbierać, bo zaczęło się robić chłodno.

-Louis a co z tym.- Spytałam się go wskazując na stolik.

-Nie martw się zaraz zadzwonię po któregoś z chłopaków. – Odparł i wyciągnął telefon z kieszeni.

-No Niall się tym zajmie, bo jako jedyny jeszcze nie śpi.- Oznajmił po chwili.

-To może poczekamy na niego, przy okazji go poznam.- Spytałam.

-Jasne.- Odpowiedział- Rany, jaki ze mnie idiota przecież ty się trzęsiesz z zimna.- Odparł zauważając jak zadrżałam.

Szybko zdjął swoja marynarkę i delikatnie mnie nią okrył.

-Dziękuję. Ale teraz pewnie tobie jest zimno.- Odpowiedziałam z troską.

-Nie tam daj spokój mi nic nie będzie a ty się jeszcze przeziębisz i będziesz mieć beznadziejny początek wakacji.

-Nie prawda początek wakacji mam wspaniały. Poznałam niesamowitego chłopaka.- Odparłam i uśmiechnęłam się do niego.

-Tak a mogę wiedzieć, kim jest ten chłopak?- Spytał z ciekawością.

-Tak jasne. Ma na imię Louis i wpadłam na niego na lotnisku a potem pies jego kumpla mnie zaatakował.- Odpowiedziałam i oboje parsknęliśmy śmiechem. Nagle Louis pomachał do kogoś. Odwróciłam się i zobaczyłam blondyna zmierzającego w naszą stronę z zacieszem.

-Cześć wam!- Krzyknął wesoło.

-Cześć Niall poznaj Emily.

-Hej.- Pomachałam mu nieśmiało.

-Aa to ty jesteś tą dziewczyną, która zawróciła w głowie naszemu Louiskowi.- Zaśmiał się blondyn. Lou podszedł do niego i walną w tył głowy. Zaśmiałam się tylko i spojrzałam pytająco na Louisa.

-Noo, co prawdę mówię.- Odpowiedział z wyrzutem Niall masując tył głowy.

-Dobra koniec gadania trzeba się zbierać, bo Emi zamarza.- Zarządził niebieskooki.

-Dobra to ty idź ją odprowadź a ja się tym zajmę.

-No ok. Emi chodź odprowadzę cię.- Zwrócił się do mnie.

-To do zobaczenia Niall. Miło było cię poznać.- Rzuciłam w stronę blondyna.

-Do zobaczenia. Mi również było miło.- Odrzekł i pomachał mi na pożegnanie.

Szliśmy spacerkiem w stronę mojego domu. Louis był tak blisko czułam jego ciepło, było mi bardzo przyjemnie. Czułam zapach jego perfum na marynarce, którą miałam na sobie, były cudowne. Droga do domu minęła nam stanowczo za szybko. Byłam tym zawiedzona, bo nie chciałam się z nim jeszcze rozstawać.

-Jesteśmy na miejscu. Dziękuję za wspaniały wieczór.- Zaczął Lou.

-Ja również dziękuję. Może jeszcze kiedyś go powtórzymy?

-Mam taka nadzieję.- Odpowiedział.- No uciekaj już, bo mi się naprawdę przeziębisz. Dobranoc. Miłych snów.- Powiedział z troską, po czym podszedł do mnie i pocałował w policzek. Nie wiedziałam, co zrobić zaskoczył mnie tym.

-Dobranoc.- Odpowiedziałam, bo tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć. Oddałam mu marynarkę i weszłam do domu. Oparłam się o drzwi, nadal czułam ciepło jego ust na policzku dotknęłam go delikatnie i uśmiechnęłam się sama do siebie.  





                                                              

wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział IV


                                             Rozdział IV


                                              Oczami Łucji:

   

                Po chwili usłyszałam jak ktoś mnie woła odwróciłam się i dostrzegłam mojego wujka, machał w nasza stronę. Zawołałam Em, przerywając jej w ten sposób rozmowę z chłopakiem, na którego wpadła. Zauważyłam jeszcze jak się do siebie uśmiechają, co wyglądało komicznie. On wpatrzony w nią jak w obrazek nie odrywał od niej swoich oczu, wyraźnie zauważyłam, że coś między nimi zaiskrzyło. Obie z Izką to zauważyłyśmy, oczywiście nie obyło się bez głupich aluzji względem Emi, za co ona się na nas obraziła.

- Cześć wujku! – Przywitałam się z nim. - To jest Emilia moja przyjaciółka a to jej kuzynka Iza. –Przedstawiłam mu dziewczyny.

- Cześć dziewczyny miło mi was poznać. -Odpowiedział mój wujek z miłym uśmiechem. – To, co chodźcie do samochodu. Mam nadzieje, że spodobają wam się pokoje, które przygotowałem.

- Oj proszę pana na pewno będą wspaniałe i będzie nam się w nich dobrze spało.- Odpowiedziała Izka.

-I nie tylko spało.- Emi powiedziała to przyciszonym głosem tak żebyśmy tylko my to słyszały. Wszystkie jednocześnie parsknęłyśmy śmiechem.

- Dobra dziewczyny wsiadajcie a ja się zajmę waszymi walizkami- Powiedział mój wujek biorąc moją walizkę i wkładając ją do bagażnika.

-Ok. Ja siadam z przodu!- Wrzasnęłam i szybko wpakowałam się na siedzenie obok kierowcy. Zapomniałam tylko o jednym w angielskich samochodach siedzenie pasażera jest po lewej stronie a ja z przyzwyczajenia wsiadłam od prawej. Dziewczyny jak to zobaczył dosłownie zataczały się ze śmiechu, oburzona wysiadłam z samochodu.

-No i co się tak rżycie? Pomylić się nie można?!- Syknęłam w ich stronę.

-Oj już się tak nie denerwuj.- Odpowiedziałam Emi. Nasza konwersację przerwał nam wujek.

- Dziewczynki, co dzisiaj zamierzacie robić?- Spytał się z ciekawością.

- Jeszcze nie wiemy może coś po zwiedzamy, albo posiedzimy w domu a ty nam coś po opowiadasz.- Odpowiedziałam uśmiechając się do niego.

- Hmmm no, czemu by nie. Ja nie mam nic przeciwko.

- A gdzie tak właściwie pan mieszka?- Spytała się Em.

- Mieszkam w takiej spokojnej dzielnicy, bo przyznam wam się, że nie za bardzo lubię hałas. A i musze wam powiedzieć, że mam bardzo sympatycznych sąsiadów. Może kiedyś się z nimi poznacie są mniej więcej waszego wieku.- Odparł.

- Oooo to super. Fajnie będzie poznać kogoś miejscowego.- Powiedziała z entuzjazmem Izka.

- No mam nadzieję, że wam przypadną do gustu, bo muszę wam powiedzieć, że mnie często nie ma w domu. Czasami muszę wyjeżdżać po za miasto w delegacje, wiec często będziecie same. No i jesteśmy na miejscu! – Oznajmił nam wujek wysiadając z samochodu. Poszedł wyciągnąć nasze walizki z bagażnika.

- Wow, ale tu jest pięknie!- Zachwycała się Izka.

- NOO wujku, czemu nie mówiłeś, że mieszkasz w takim pięknym miejscu?- Spytałam z wyrzutem.

- Oj wesz nie lubię się chwalić. A i Łucja nie mów do mnie wujku czuję się strasznie staro a przecież tak nie jest! Po prostu mów do mnie Max- Odpowiedział ze śmiechem.

- Hahaha no dobra, niech ci będzie.- Poklepałam go po ramieniu.

-Wy też dziewczyny mówcie mi na ty a nie tak oficjalnie.- Zwrócił się do dziewczyn.

- Dobrze. Proszę pa…yyy Max nie miał byś nic przeciwko jak byśmy jednak poszły pozwiedzać okolicę. Tu jest tak pięknie, że aż szkoda siedzieć w domu.- Odparła Em.

- No jak chcecie, ale tak koło pierwszej bądźcie w domu na obiad.- Powiedziała Max idąc w stronę ogromnego domu.

- Łał to twój DOM?- Spytała z podziwem Izka.

- Tak mój jak dla mnie samego to strasznie duży, ale teraz nas jest więcej wiec będzie idealny.- Powiedziała ze śmiechem. Weszłyśmy do domu i od razu poszłyśmy do przydzielonych nam pokoi rzuciłyśmy nasze bagaże i jak najszybciej ruszyłyśmy na dół by poznać nowe miejsce. Wyszłyśmy z domu podziwiając nową okolicę w pewnym momencie usłyszałyśmy krzyki. Z ciekawością odwróciłyśmy się w kierunku dobiegającego głosu i ujrzałyśmy komiczną sytuacje. Jakiś chłopak wyprowadzał psa, a raczej pies jego. Widać było, że nie może sobie z nim poradzić. W pewnym momencie pies wyrwał mu się i zaczął biec w naszym kierunku. Z przerażeniem zaczęłyśmy wszystkie uciekać, lecz nagle usłyszałyśmy krzyk, Emi, która potknęła się i przewróciła. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy jak pies owego chłopaka z radością zaczął lizać ją po twarzy.

-Zabierzcie to bydle!! – Krzyczała Emi, a my nie wiedziałyśmy, co mamy zrobić. Zanim zdążyłyśmy do niej podbiec, właściciel psa próbował odciągnąć go od dziewczyny.

-Boris niewolno!!! Zostaw!!-Krzyczał, ale nie przyniosło to efektu. Wreszcie pociągnął psa za smycz i pomógł jej wstać, orientując się, że to Emi.



Oczami Emi:



Zaczęłam wycierać twarz ze śliny psa i wreszcie ujrzałam twarz jego właściciela.

-Kurde to ty ! Powinieneś bardziej pilnować swojego psa!- Wrzasnęłam oburzona.

-Przepraszam Cię za niego. A tak w ogóle to nie jest mój pies tylko mojego kumpla-odparł.

-Nie ważne, tak czy owak powinieneś bardziej go pilnować-mówiłam dalej z oburzeniem.Za plecami usłyszałam

Rozbawione głosy moich koleżanek, co jeszcze bardziej spotęgowało moją złość.

-Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam za Borisa. Mogę Ci to jakoś wynagrodzić?- Spytał z tym swoim uroczym uśmiechem, przez który uszła ze mnie cała złość.

-Dobra zapomnijmy już o tym. A co do wynagrodzenia może miałbyś ochotę pokazać mi okolicę, bo kompletnie nic tu nie znam

-Oczywiście z miłą chęcią. Może być dziś wieczorem koło 18.00 Tu gdzie teraz jesteśmy?

-Jasne to w takim razie do zobaczenia wieczorem- powiedziała na pożegnanie.

-Do miłego. Boris chodź!- Pożegnał się szarpiąc psa za smycz.

Kiedy odchodził ciągle zerkał w moją stronę, w pewnym momencie zagapił się i wpadł na drzewo uderzając w nie głową. Zaskoczony powiedział „Przepraszam” chwilę po tym zorientował się, w co uderzył.

Nie mogłam powstrzymać się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Z ledwością się opanowałam i podbiegłam do niego

-Nic Ci nie jest?- Spytałam z troską.

-Nie, wszystko w porządku.- Odparł z zażenowaniem w głosie.

-Dziewczyny chodźcie wracamy do domu.- Zawołałam dziewczyny stojąc obok Louisa.

- Mogę was odprowadzić?- Spytał

- No pewnie skoro masz na to ochotę- odpowiedziałam wesoło.

Po chwili obok nas zmaterializowały się dziewczyny.

-Ej! Przecież wy się nie znacie- powiedziałam uderzając się w czoło.

-Dziewczyny to jest Louis-przedstawiłam im chłopaka.

-Cześć jestem Lucy

- A ja, Isabell ale dla znajomych Bell- Odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem, co było dość dziwne, bo ona jest wygadana jak nikt inny.

-Cześć wam. Miło mi was poznać.-Odpowiedział Lou z uroczym uśmiechem.

Ruszyliśmy kierunku naszego domu. Cały czas gadając jakbyśmy znali się od dawna. Wreszcie byliśmy na miejscu, chciałam powiedzieć, że to tu i podziękować mu za towarzystwo, ale mnie uprzedził.

- Wy tu mieszkacie?- Spytał zaskoczony.

- Tak. A czemu jesteś taki zaskoczony?- Spytała Bell.

-Bo ja mieszkam tam.- Wskazał nam ręką budynek naprzeciwko.

- Naprawdę?- Spytałyśmy jednocześnie.

- Tak. Mieszkam tam z czterem kuplami.- Odpowiedział ze śmiechem.

- Oj coś czuję, że będziemy się często widywać.- Stwierdziła ze śmiechem Luc.

- No ja mam taką nadzieję.- Louis spojrzał na mnie znacząco a ja zarumieniłam się i opuściłam głowę w dół.

- Ja tez tak myślę. To, co my się już pożegnamy.- Wtrąciła się Bell.

- Na razie!- Powiedziały jednocześnie i zniknęły za drzwiami.

- To do zobaczenia wieczorem.- Odparłam do Louisa, który cały czas mi się przyglądał.

-Tak właśnie. Do wieczora.- Odparł i puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się i ruszyłam do domu.

W domu rozebrałam się i weszłam do kuchni, w której siedziały dziewczyny i śmiały się w najlepsze.

-Z czego się tak chichracie?- Spytałam zdziwiona.

- Oj już nie udawaj, że nie wiesz, z czego a raczej, z kogo.- Odparła Lucy.

- Emm chodzi o Louisa.- Dokończyła Bell.

- Oj tam, oj tam. Chłopak się zapatrzył i wywalił wielkie mi halo.- A sama parsknęłam śmiechem – Dobra dziewczyny ja idę się szykować, bo za godzinę jestem umówiona z Louisem.

- Uuuu. No leć, leć. Szykuj się przecież musisz wyglądać szałowo.- Walnęła Bell.

- Ach dziewczyny, dziewczyny. To jest tylko przyjacielskie spotkanie.

-Tak, tak. Uważaj, bo Ci uwierzymy.- Zaśmiała się Bell.

- No tak.- Powiedziałam z uśmiechem i ruszyłam na górę szykować się na wieczorny spacer z Lou.   


**********


Prosimy komentujcie, ponieważ zależy nam na waszych opiniach.
Pozdrawiamy ;**