Rozdział V
Oczami Bell:
Kiedy Emi zniknęła nam z oczu
zaczęłyśmy rozmyślać o nowo poznanym chłopaku.
-Ej ciekawią mnie lokatorzy Lou.
Mam nadzieję, że zapozna nas z nimi.- Stwierdziła Luc.
-No wiesz pewnie jak Emi zacznie
kręcić z naszym sąsiadem, co zresztą już robi, to pewnie będziemy do nich
często
wpadać i poznamy tych czterech
przystojniaków.- Odpowiedziałam.
- Też tak myślę. A teraz może
zrobimy cos do jedzenia, bo mój brzuch się upomina.- Zaśmiała się Lus.
-Hahaha ty to zawsze jesteś
głodna. To, co zamawiamy pizze czy zrobimy coś same???- Zapytałam.
- Zdecydowanie pizza. Emi
będziesz jeść z nami??!!!!- Lus wydarła się na cały głos jakby nie mogła
wdrapać się tych parę schodów na górę i zapytać kulturalnie. Zaśmiałam się
tylko i pokręciłam głową.
- Nieee!!! Ja przecież niedługo
wychodzę!!!- Następna, która nie szczędzi strun głosowych.
- No jak chcesz!!!!- Lus ma
dzisiaj zdecydowanie za dużo energii.
W tym samym czasie ja zdążyłam
zamówić pizze. Po 15 min usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Lus z prędkością
światła pobiegła otworzyć drzwi. Kiedy już przy nich była otworzyła je krzycząc
głośno:
- Pizzaaaa!!!!!- Ale cały
entuzjazm znikł, kiedy zamiast dostawcy pizzy zobaczyła Lou. Rozbawiła mnie jej
reakcja.
- Ja do Emily.- Odparł ze
śmiechem Lou.
-Umm no tak, poczekaj chwilę
zaraz ja zawołam- powiedziałam i pobiegłam do pokoju Emi, zostawiając Lucy na
dole. Otworzyłam drzwi do pokoju Em i powiedziałam, że na dole czeka na nią jej
Książe.
-Oj nie przesadzaj to nie jest mój,
Książe, a i powiedz, że zaraz zejdę.- Odparła Emi. Zaśmiałam się, ale dopiero
teraz zobaczyłam jej strój
. Wyglądała szałowo. A szpilki podkreślały jej zgrabne nogi, pomyślałam,
że Lou padnie na jej widok.
- Wiesz, co zejdę z tobą i
zrobisz takie wielkie wejście żeby nie widział jak wyglądasz, będziesz szła za
mną i na ostatnim schodku ja cię odsłonie a ty zrobisz „Ta dam!!!”. Co ty na
to?- Spytałam z przejęciem w głosie.
-No pewnie. To nawet dobry
pomysł. Rany już bym chciała zobaczyć jego minę.- Rozmarzyła się Emi.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Podoba ci się, co nie?- Spytałam
ruszając śmiesznie brwiami. Zarumieniła się, co dodało jej jeszcze więcej
uroku.
-Bardzo, on jest taki słodki i wiesz,
co ten jego uśmiech on powoduje u mnie takie motyle w brzuchu. Jeszcze nigdy
tak nie miałam.- Opowiadała z przejęciem.
-To, co idziemy robić SHOW?!!-
Spytałam ze śmiechem.
-Oczywiście!- Powiedziała ze
śmiechem i wyszłyśmy z jej pokoju. Emi szła powoli za mną ze wzglądu na wysokie
turkusowe szpilki, które rzadko, kiedy zakłada, bo nie przepada za tego typu
butami. No, ale co się nie robi dla miłości. Ehh śmiałam się w duchu z moich
myśli. No doszłyśmy do schodów.
- Uwaga idziemy!!!- Krzyknęłam i
nagle przed schodami zobaczyłam dwójkę, która przed chwilą siedziała w salonie.
-Szybcy są.- Powiedziałam to tak
żeby tylko Em mogła to usłyszeć. Ta zaśmiała się i mi przytaknęła. Ostatni
schodek ja zgrabnie się odsunęłam odsłaniając Em tak by Lou mógł ją zobaczyć w
całej okazałości. Jego oczy mówiły wszystko, było w szoku. A w jego oczach
można było dostrzec iskierki.
- Wow pięknie wyglądasz.- Odparł
po chwili, najwyraźniej odebrało mu mowę. Nie dziwie się mu.
- Dziękuję.- Emi znowu się
zarumieniła i lekko uśmiechnęła.
-To, co możemy już iść?- Spytał,
Lou.
-Jasne, tylko wezmę jeszcze
torebkę.- I zgarnęła ją z komody.- My już wychodzimy!!!- Wrzasnęła Em.
-Spoko bawcie się dobrze!!!
Zakochańce.- To ostatnie powiedziałyśmy do siebie i parsknęłyśmy śmiechem.
-Cholera, kiedy będzie ta pizza.
Jeść mi się chce.-Marudziła Lus.
-Nie jęcz tak dziewczyno zaraz
pewnie będzie.- Zaśmiałam się uspokajając ją. No i miałam rację, zadzwonił
dzwonek do drzwi odwróciłam się, ale Lus już nie było, usłyszałam tylko jak
otwiera drzwi.
-No nareszcie. Już myślałam, że
się nie doczekam.- Gadała jak najęta. Zapłaciła dostawcy i przyniosła dwa
pudełka z pizzą. Aż sama stwierdziłam, że jestem strasznie głodna. Zaczęłam się
śmiać jak zobaczyłam Lus pochłaniającą łapczywie kawałki pizzy.
-Powoli przecież nikt cię nie
goni.- Powiedziałam ze śmiechem.
-Dobra, dobra. Ja ci nie ufam,
jeszcze mi zjesz wszystko.- Odparła z pełną buzią.
-Matko ty tak dużo jesz a nic po
tobie nie widać. Jak ty to robisz?!- Spytałam z ciekawością.
-Nie wiem od zawsze tam mam jem
dużo, ale uwielbiam sport, więc pewnie, dlatego wyglądam jak wyglądam.
Skończyłyśmy jeść pizze i
włączyłyśmy sobie jakąś komedię na DVD. Musiała być dość nudna i mało śmieszna,
bo zasnęłam na kanapie. Słyszałam jeszcze jak Lus mnie budzi i każe iść do
siebie spać, ale jakoś nie byłam w stanie podnieść się i zawlec na górę.
**************************
Oczami Emily:
-Louis gdzie idziemy?- Spytałam,
bo nie miałam zamiaru łazić bez sensu po okolicy.
- Niespodzianka.- Odpowiedział z
nutka tajemniczości w głosie.
-Cholera, co on kombinuje?- Pomyślałam,
ale już więcej nie pytałam się gdzie zamierza mnie zabrać.
Szliśmy uroczymi alejkami, które
były tak cudownie oświetlone, miałam wrażenie, że jestem w bajce. To było
niesamowite miejsce, miało w sobie jakiś urok coś magicznego i niestworzonego.
Nagle Lou zatrzymał się złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.
-Teraz wybacz, ale musze zakryć
ci oczy, bo jak już wcześniej wspomniałem jest to niespodzianka.
-Ale Louis…-nie zdążyłam dokończyć,
bo Louis zakrył mi oczy rękoma.
- Ciii…a teraz idziemy, powoli,
uważaj wchodzimy na krawężnik.- Prowadził mnie powoli, jego ręce były takie
ciepłe, poczułam przyjemny dreszczyk przechodzący przez moje ciało.-Jeszcze
nigdy nie czułam, czego podobnego.- Pomyślałam.
-Jesteśmy na miejscu.- Szepnął.
Poczułam jego oddech na szyi, co wywołało kolejny dreszcz. Odsłonił mi oczy a
ja ujrzałam piękną fontannę a przy niej stoli nakryty śnieżnobiałym obrusem, na
którym stał szampan i truskawki.
-Louis…- chciała coś powiedzieć,
ale on znowu mi przerwał.
-Ciii. Nic nie mów. Pomyślałem,
że dla takiej dziewczyny jak ty należy się coś wyjątkowego. –Odparł patrząc mi głęboko
w oczy. Jego wzrok był hipnotyzujący nie mogłam oderwać od niego oczu, byłam
jak w transie.-Proszę, siadaj.- Powiedział po chwili odsuwając mi krzesło bym
mogła usiąść, zaraz potem sam usiadł naprzeciwko mnie. Otworzył szampana i
rozlał do kieliszków, podał mi mój uśmiechając się delikatnie.
-Proszę. To, za co wzniesiemy
pierwszy toast?- Spytał, cały czas patrząc mi w oczy.
-Hmmm to może za nasze pierwsze
spotkanie?- Odparłam nieśmiało.
-Dobrze w taki razie za nasze
pierwsze spotkanie.- Stuknęliśmy się kieliszkami. Przez cały czas patrzyłam mu
w oczy, były tak cudownie niebieskie. Czułam się tak jak bym patrzyła w piękne
czyste niebo. Zaczęliśmy opowiadać o sobie o naszych zainteresowaniach, o tym
skąd dokładnie pochodzimy.
-Naprawdę jesteś z Polski. Wiesz
zawsze byłem ciekaw jak brzmi wasz język. Możesz coś powiedzieć w swoim
ojczystym języku?
-Ale, co na przykład?- Spytałam uśmiechając
się.
-No nie wiem. Może jak jest
Kocham Cię?- Odparł unosząc jedną brew.
-Dobrze. Gotowy?- Przytaknął mi.-
KOCHAM CIĘ.- Powiedziałam powili i wyraźnie. Lou starał się powtórzyć, ale nie
wychodziło mu to. Zaśmiałam się, bo miał przy tym taką słodką minkę i jeszcze
to jego skupienie.
-Dobra wiesz polski to jednak nie
język dla mnie.- Odpowiedział po chwili a ja uśmiechnęłam się lekko.
-Rozumiem cię czasami sama miałam
z nim problemy wiesz nasze łamańce językowe powaliłyby cię na kolana.- Odpowiedziałam
ze śmiechem.
-Nie wątpię. Ale kocham cię w
waszym języku i do tego z twoich ust brzmi tak pięknie.- Odpowiedział z rozmarzeniem
w głosie.
-Dziękuję to bardzo miłe.- OOO Boże,
jaki on jest słodki.- Dosłownie tonęłam w jego oczach. One działały jak magnes.
Zaczęliśmy jeść truskawki, karmiliśmy się nawzajem, śmiejąc się przy tym jak
małe dzieci. Siedzieliśmy w parku jeszcze z godzinę i postanowiliśmy się zbierać,
bo zaczęło się robić chłodno.
-Louis a co z tym.- Spytałam się
go wskazując na stolik.
-Nie martw się zaraz zadzwonię po
któregoś z chłopaków. – Odparł i wyciągnął telefon z kieszeni.
-No Niall się tym zajmie, bo jako
jedyny jeszcze nie śpi.- Oznajmił po chwili.
-To może poczekamy na niego, przy
okazji go poznam.- Spytałam.
-Jasne.- Odpowiedział- Rany, jaki
ze mnie idiota przecież ty się trzęsiesz z zimna.- Odparł zauważając jak
zadrżałam.
Szybko zdjął swoja marynarkę i
delikatnie mnie nią okrył.
-Dziękuję. Ale teraz pewnie tobie
jest zimno.- Odpowiedziałam z troską.
-Nie tam daj spokój mi nic nie
będzie a ty się jeszcze przeziębisz i będziesz mieć beznadziejny początek
wakacji.
-Nie prawda początek wakacji mam
wspaniały. Poznałam niesamowitego chłopaka.- Odparłam i uśmiechnęłam się do
niego.
-Tak a mogę wiedzieć, kim jest
ten chłopak?- Spytał z ciekawością.
-Tak jasne. Ma na imię Louis i
wpadłam na niego na lotnisku a potem pies jego kumpla mnie zaatakował.- Odpowiedziałam
i oboje parsknęliśmy śmiechem. Nagle Louis pomachał do kogoś. Odwróciłam się i zobaczyłam
blondyna zmierzającego w naszą stronę z zacieszem.
-Cześć wam!- Krzyknął wesoło.
-Cześć Niall poznaj Emily.
-Hej.- Pomachałam mu nieśmiało.
-Aa to ty jesteś tą dziewczyną,
która zawróciła w głowie naszemu Louiskowi.- Zaśmiał się blondyn. Lou podszedł
do niego i walną w tył głowy. Zaśmiałam się tylko i spojrzałam pytająco na
Louisa.
-Noo, co prawdę mówię.- Odpowiedział
z wyrzutem Niall masując tył głowy.
-Dobra koniec gadania trzeba się zbierać,
bo Emi zamarza.- Zarządził niebieskooki.
-Dobra to ty idź ją odprowadź a
ja się tym zajmę.
-No ok. Emi chodź odprowadzę cię.-
Zwrócił się do mnie.
-To do zobaczenia Niall. Miło było
cię poznać.- Rzuciłam w stronę blondyna.
-Do zobaczenia. Mi również było
miło.- Odrzekł i pomachał mi na pożegnanie.
Szliśmy spacerkiem w stronę
mojego domu. Louis był tak blisko czułam jego ciepło, było mi bardzo przyjemnie.
Czułam zapach jego perfum na marynarce, którą miałam na sobie, były cudowne. Droga
do domu minęła nam stanowczo za szybko. Byłam tym zawiedzona, bo nie chciałam
się z nim jeszcze rozstawać.
-Jesteśmy na miejscu. Dziękuję za
wspaniały wieczór.- Zaczął Lou.
-Ja również dziękuję. Może jeszcze
kiedyś go powtórzymy?
-Mam taka nadzieję.- Odpowiedział.-
No uciekaj już, bo mi się naprawdę przeziębisz. Dobranoc. Miłych snów.- Powiedział
z troską, po czym podszedł do mnie i pocałował w policzek. Nie wiedziałam, co
zrobić zaskoczył mnie tym.
-Dobranoc.- Odpowiedziałam, bo
tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć. Oddałam mu marynarkę i weszłam do
domu. Oparłam się o drzwi, nadal czułam ciepło jego ust na policzku dotknęłam
go delikatnie i uśmiechnęłam się sama do siebie.
twoje opowiadanie jest genialne i kocham je czytać :) tak lekko sie je czyta i wg. bohaterowie wydają sie tacy realistyczni. masz talent :) zycze weny
OdpowiedzUsuńzapraszam do komentowania u mnie
http://69-imagination.blogspot.com/